r4d3k95 r4d3k95
3062
BLOG

Jak naprawdę w Gdańsku walczy się z bluźnierstwem

r4d3k95 r4d3k95 Polityka Obserwuj notkę 53

 Budynek Krytyki Politycznej przy ulicy Nowe ogrody, naprzeciwko komisariat policji. Godzina 22. Na drugim piętrze za chwilę ma być wystawiana „Golgota picnic”, natomiast na pierwszym piętrze znajduje się siedziba „Civitas Christiana”. Mimo obfitego deszczu na zewnątrz zgromadziła się całkiem spora liczba ludzi. Stali w drzwiach w taki sposób, że nikt nie mógł wejść do środka. organizatorzy nie wpuszczali nikogo. Okazało się, że na odczyt mogą wejść tylko ci, którzy jak twierdzili organizatorzy – zostali z imienia i nazwiska zaproszeni, czyli wcześniej zapisali się przez maila.

Tłum ludzi z parasolami był wymieszany. Dało się dostrzec zniesmaczone twarze narodowców, a także charakterystycznie wyglądających ludzi ze środowiska lewicowego.

Stojąc wśród nich czułem pewien ładunek podniecenia, które wisiało w powietrzu. Można było odnieść wrażenie, że nie dla każdego przybyłego na spektakl głównym celem było zapoznanie się ze sztuką. W przypadku lewicy był to manifest niezgody na „represjonowanie wolności artystycznej”, którą zakłócają im groźni katolicy. Prawica natomiast twierdziła, że przyszła tutaj w obronie imienia Chrystusa oraz swojej wiary. Przybyłem razem z nimi właśnie po to. Niestety, w miarę rozwoju sytuacji coraz wyraźniej dostrzegałem, że niektórzy przyszli tam raczej w celu walki ze „złymi lewakami”, która niewiele miała wspólnego  z postawą miłości do Boga, ani do bliźniego. Jeśli nawet większość stanowili ludzie walczący za wiarę to przyszli tam bez żadnego sensownego planu działania, nie wiedząc co robić.

W pewnym momencie do akcji wkroczyła niewielka armia policjantów, chcąca udrożnić przejście. Po chwili zjawił się poseł Andrzej Jaworski, powołując się na prawny artykuł zażądał wpuszczenia ludzi do Civitas Christiana. Organizatorzy nieprzerwanie trwali przy swoim. Politykowi udało się dostać do środka. Stałem jako pierwszy w kolejce osób, które chciały wejść. Policja stanęła pomiędzy mną a drzwiami i blokowała wejście. Natomiast jakaś dziewczyna weszła bez problemu, pod rękami policjantów. Chaos, nerwy i próba sił pomiędzy posłem, a organizatorami i trzecią siłą – policją. Po chwili ja też mogłem wejść. Wpuszczali pojedynczo. Po jednej osobie na odczytanie spektaklu i po jednej do Civitas.

Na pierwszym piętrze zastałem grupę narodowców z kamerami i telefonami, którymi nagrywali swoją rozmowę z organizatorami. Chcieli wejść na górę. Organizatorzy trwali przy swoim – nie chcieli dopuścić do tego, aby na salę dostali się prawicowcy. Zaczęła się słowna potyczka. Narodowcy produkowali argumenty jeden po drugim, średnio sensowne i średnio prawdziwe, za to miały sprawiać wrażenie inteligentnie brzmiących. Byłem pod wrażeniem. Zdawało mi, że jestem w środku przedstawienia. Organizatorzy trwali przy swoim, narodowcy popisywali się wymyślaniem co raz to nowej argumentacji. Nie było szans na budujący dialog.

Po chwili pojawiła się jedna z organizatorek. Zapytałem się jej czy nie mając zaproszenia, mogę obejrzeć sztukę. Zgodziła się. Wraz z kolegą znaleźliśmy się na sali i zajęliśmy miejsca niedaleko drzwi.

Rozejrzałem się po pomieszczeniu i przyglądałem się ludziom. Patrzyłem im w oczy. W większości nie wydawali się źli. W oczach niektórych dostrzegałem ciepło, ale byli też tacy co objawiali pogardę dla „wrogów”. Generalnie byli spokojni.

Po chwili weszła większa grupa narodowców. Sala się zapełniła. Jeden z nich zachowywał się trochę jak nadczłowiek, starał się być głośny i silny. Nie krył swojej pogardy do „lewaków”.

 Narodowcy stali przy ścianie. Siedziałam jakiś metr od nich. Znajomy wręczył mi parasol. Jak się potem domyśliłem, po to aby się nim bronić przed ewentualną agresją. Dostałem sygnał od niskiego blondyna o kulach, że jak się zacznie spektakl, odmawiamy ‘ojcze nasz’. Przytaknąłem, ale zacząłem się zastanawiać czy będzie to szczera modlitwa – nie zwykłem modlić się do Boga w celu zagłuszenia czegoś.
Zastanawiałem się po co tam jestem i co można zrobić. Jak sensownie mogę bronić mojej wiary, zmuszając jednocześnie innych do refleksji. W głowie zaczęły kłębić mi się różne myśli. Pragnąłem spytać się zgromadzonych, dlaczego jest w nich tyle nienawiści. Dlaczego musimy się traktować się jak wrogów. Wreszcie, dlaczego ich walka o wolność polega na tym że obrażają swoją sztuką kogoś kogo kocham. Zastanawiałem się czy będę wstanie zdobyć się na odwagę powiedzenia tego co myślę. Póki co nie było ku temu dobrej okazji.

Zaczęło się. Najpierw przemowa organizatorów. Dlaczego się zgromadziliśmy, jakie są zasady. W celu zademonstrowaniu swojej pogardy do całej sytuacji, jeden z narodowców zaczął głośno rozmawiać przez komórkę. W odpowiedzi wprowadzono zasadę mówiącą, że telefony należy wyłączyć. Usłyszeliśmy parę gładkich słów, o tym że walczymy o wolność kultury, musimy być ze sobą solidarni i każdy z nas jest organizatorem. Brawa. Poproszono ludzi bez zaproszenia, aby opuścili salę, zapewniając, że jak ci pierwsi zajmą miejsca siedzące, pozostali zostaną wpuszczeni z powrotem. Był to zapewne ruch wykonany w celu pozbycia się narodowców z sali.

Nikt nie miał zamiaru wyjść. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Organizator zagroził, że wezwie ochronę. Jeden z narodowców zaczął wchodzić w ostrą dyskusję  kobietami z lewicy. Nie szanował ich, a one nie były mu dłużne.

Nagle nastąpił przełom – ktoś zaczął rozpylać jakiś gaz. Wybuchło zamieszanie. Narodowcy w śmiech i okrzyki bojowe, lewica strach i też krzyki. Zdezorientowany wstałem. Nie chciałem wychodzić, ale zostałem wypchnięty, tak jak pozostali narodowcy. Przyczyną zamieszania była jakaś dziewczyna.  Dostała chyba w twarz. Narodowcy zaczęli krzyczeć że lewacy biją kobietę. Po chwili krzyczeli to już za drzwiami do sali. Zaczęło się koczowanie przy wejściu, które blokował ochroniarz.

Po jakimś czasie odbyło się śpiewanie pieśni religijnych. Uczestniczyłem w tym, ale zaczęły mnie dręczyć myśli, jaki jest sens robić to tutaj, czemu nie możemy spotkać się w kościele, albo w jakimś neutralnym miejscu i zaśpiewać te pieśni na Chwałę Boga i Matki Chrystusowej? Jeśli celem ma być sprzeciw wobec obrazy Pana, to wyjątkowo marny był ten sprzeciw, gdyż niczemu nie zapobiegł, nie wyraził dobrze naszych intencji, nie pokazaliśmy żadnego świadectwa i tylko Bóg wie co mieli ludzie w sercach śpiewając te wzniosłe pieśni. To śpiewanie odebrałem jako nieświadomy wyraz bezsilności, nieświadomej chęci jakiegoś chrześcijańskiego zjednoczenia się, a może chodziło o udowodnienie samym sobie, że jesteśmy „Ci dobrzy”?

Dalej był różaniec i koronka do miłosierdzia Bożego. Głośny różaniec nadawany przez megafon. Nie mam zwyczaju krzyczeć jak się modlę, więc trochę odseparowałem się od tłumu. Usiadłem sobie na schodach wyżej podczas gdy wszyscy zeszli na półpiętro albo niżej. Przy drzwiach zostaliśmy tylko ja, trzej policjanci i ochroniarz. Modliłem się razem ze wszystkimi, ale nie czułem potrzeby żeby robić to głośno, bo i po co? Bóg słyszy nawet, gdy robimy to w myślach (o jakaż piękna byłaby taka modlitwa w ciszy!). Może chodziło o to, żeby „lewacy” usłyszeli naszą modlitwę. Tylko w jakim celu? Czy modlimy się do Boga czy do nich? Chodziło o wywołanie w nich strachu? Bo na pewno nie ukazaliśmy im się jako ludzie myślący o ich dobru. Byłem natomiast pod wrażeniem tego, że ludziom starcza sił, żeby głośno mówić cały różaniec. Skutkiem tej modlitwy było m.in. to że zakazano nam śpiewania i Jaworski został uznany przez policję za przestępcę naruszającego ciszę nocną. Potem nastąpiło dalsze – już bezczynne –koczowanie w okolicach drzwi.
Gdy nadarzyła się okazja, zagadałem do dziewczyny, która rozpyliła gaz. Zapytałem ją po co to zrobiła. Odparła, że nie podoba się jej to co się dzieje za drzwiami. Zgodziłem się z nią, że mi też się nie podoba. Nie tłumaczyłem jej, że jej działanie nie było dobre. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie.  Na to że bez sensu jest koczowanie pod drzwiami wpadła sama.
Parę momentów później zaczęli kręcić się dziennikarze, wychodzący z sali. Zaczepili dziewczynę od gazu. Zarzucili jej rozpylanie gówna (taki zapach miał ten gaz) i spytali po co przyszła na wydarzenie.
Dziewczyna odparła, że jest tu, bo w środku dzieje się „dno i pornografia”. Na stwierdzenie dziennikarki, która powiedziała, że to sztuka i mają do tego prawo, odpowiedziała, że ona na tej samej zasadzie miała prawo rozpylić gaz. Na koniec obiecała modlitwę za dziennikarką. Jednak nie zabrzmiało to jak chęć modlitwy wynikająca z miłości, a bardziej z dumy „bycia tym lepszym po właściwej stronie”. Czy miała cokolwiek wspólnego z obroną imienia Jezusa nie mnie oceniać.

Potem kiedy znaczna większość narodowców wyszła na zewnątrz aby – jak się później dowiedziałem - się tam pomodlić (no proszę, w końcu jakieś sensowne działanie!) policjanci pilnujący drzwi do sali, zeszli na dół. Wtedy miałem szansę wejść do sali żeby zabrać kurtkę, którą zostawiłem tam podczas zamieszania. Trwała tam jeszcze dyskusja dotycząca spektaklu. Jednak byłem zbyt zniechęcony i zdezorientowany, żeby się do niej przyłączyć.

Do przyjazdu autobusu miałem jeszcze pół godziny. Stwierdziłem, że to dobry czas na szczerą rozmowę z Bogiem. Chciałem wylać przed Nim burzę która miała miejsce w moim wnętrzu. Dużo narzekałem, aż w końcu wszystko sobie uporządkowałem w głowie i doszedłem do takich wniosków:
1) Narodowcy nie mieli złych intencji w głębi serca, jednak ich działanie było nieprzemyślane i naiwne a przez to szkodliwe i miało więcej wspólnego z nienawiścią do drugiego człowieka, niż z miłością do Chrystusa
2) Nie mnie ich oceniać, ale jak mówi polskie przysłowie – dobrymi intencjami piekło podszyte. Skoro to wszystko zobaczyłem, powinienem spróbować porozmawiać z nimi. Są to dobrzy ludzie pełni ognia i siły do walki, ale potrzeba im kogoś… Silnego i mądrego przywódcy, który byłby w stanie dobrze to ukierunkować.

3) Czułem, że muszę się podzielić swoimi spostrzeżeniami po tym wydarzeniu, mam nadzieję, że przyczyni się to do czyjejś autorefleksji i do zbudowania czegoś konstruktywnego.

Kiedy czekałem na autobus minąłem trojkę lewicowców wracających ze spektaklu. Usłyszałem co mówili:
-prawdziwi katolicy nie muszą przychodzić się spinać, oni mają tą wiarę, mają to w sobie(…)
Nie było w tym pogardy, ani nienawiści. Chciałem włączyć się w tą rozmowę, ale szli szybko, a autobus miał za chwilę przyjechać. Poszedłem za nimi, ale odeszli za daleko, a ja zbyt wolno zareagowałem.
To było symboliczne, najmniej prawdy mają ci co najgłośniej krzyczą. Ci którzy nie krzyczą swoim stanowiskiem, swoją kamerą, swoim mundurem, swoim głosem, swoim przekonaniem – nie zostaną wysłuchani. Słucha się tego co ma władzę. Chrystus miał władzę. Wszyscy mają władzę pochodzącą od Boga. Nauczmy się ją wykorzystywać w dobry sposób.

r4d3k95
O mnie r4d3k95

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka